Galeria Sztuki Współczesnej Biuro Wystaw Artystycznych w Olkuszu zaprasza na wernisaż wystawy pokonkursowej VII Ogólnopolskiego Konkursu Plastycznego Kolaż-Asamblaż 2023, która odbędzie się 1 grudnia 2023, godz. 18.00, w siedzibie Galerii w Olkuszu, ul. Szpitalna 34. Czas trwania wystawy 1 – 30 grudnia 2023. Patronat honorowy nad konkursem i wystawą objął JM Rektor Profesor Andrzej Bednarczyk z Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Projekt realizowany przy wsparciu finansowym Województwa Małopolskiego, Starostwa Powiatowego w Olkuszu i Urzędu Miasta w Olkuszu. Mecenasi Galerii BWA w Olkuszu: INTERMAG, „ZGH” Bolesław, BOLTECH Sp. z o.o., PLAST-MET, el-logic INDUSTRIAL INSTALLATIONS, ZAiKS, Artur Sokół, LUKS, Drukarnia Grafpress, Bistro u Mocnych. Katalog wystawy pokonkursowej ukazał się dzięki dodatkowemu dofinansowaniu przez Starostwo Powiatowe w Olkuszu!
O XXIII Olkuskich Zaduszkach Jazzowych napisał Wierny Słuchacz. XXIII Olkuskie Zaduszki Jazzowe Tegoroczne Olkuskie Zaduszki Jazzowe w olkuskim GSW BWA (10-11 listopada 2023) były tym razem niestety naszymi lokalnymi Zaduszkami. Nie pojawił się na nich bowiem – i już nie pojawi się w żadnej kolejnej edycji tej imprezy – Jarosław Kaganiec (1969-2023). Znakomity pianista rodem z Olkusza, wspaniały improwizator znany w krakowskim środowisku jazzowym i nie tylko, współpracownik licznych instytucji kultury i projektów muzycznych – od Teatru Starego, przez Piwnicę Pod Baranami, po dziesiątki rozmaitych składów jazzowych – opuścił nas na zawsze 11 października. Trudno sobie wyobrazić Zaduszki Jazzowe bez niego; bez wspaniałych składów, jakie z sobą przywoził, bez jego charakterystycznego stylu gry, czerpiącego pełną garścią z Chopina, Beethovena i całej muzyki fortepianowej doby romantyzmu, bez jego talentu tworzenia na poczekaniu całkiem nowych melodii… Publiczność zebrana w sali wystawowej Galerii Sztuki Współczesnej uczciła chwilą ciszy pamięć jego i innych zmarłych w tym roku artystów z ziemi olkuskiej. Dobrze zatem, że pierwszego dnia zespół Jazz Sisters podarował nam trochę słońca. Nie tylko w tym sensie, że mają w repertuarze kompozycję Aleksandra Bema pod tym tytułem. Cały koncert był dawką radości i energii, przy tym popartej wykonawczą perfekcją. Natalia Górka, Aleksandra Matyskiel i Beata Ryś wystąpiły już w Olkuszu ostatniej zimy, jeszcze pod nazwą Pestki, na koncercie z cyklu Jazz Kolędy, ale niestety nie miałem wówczas możliwości, by ich posłuchać. Dlatego tym razem, pomimo niezupełnie jeszcze zdrowego gardła, postanowiłem zaryzykować i przyjść. Było warto. Te trzy dziewczyny to wokalistki starannie wykształcone muzycznie, a towarzyszy im równie świetny gitarzysta Szymon Kozikowski. Na występ, zgodnie z zaduszkowym zwyczajem, złożyły się standardy, acz przedstawione z dużą swobodą wykonawczą. Jeszcze Sinatrowe „Fly Me to the Moon” zabrzmiało dość tradycyjnie – z wariacjami jedynie w kontrapunkcie. Jednak w takim „Dream a Little Dream on Me” dziewczyny delikatnie improwizowały już przy ekspozycji tematu, by w końcu przekształcić go prawie nie do poznania. Ten evergreen wybrzmiał zresztą w nietypowo żywym tempie, z akcentowaniem rytmu bliskim ragtime’u. Jazz Sisters mają swing we krwi, jednak w ich wykonaniach słychać świadomość nie tylko bluesowych korzeni tej muzyki (co jest oczywiste), ale i dalszej drogi bluesa. Bardzo mocny jest bowiem u nich pierwiastek rhythm-and-bluesowy. To w równym stopniu zasługa gitarzysty. Szymon Kozikowski jest prawdziwym wirtuozem swego instrumentu. Sam, bez choćby basu i perkusji, jest sekcją rytmiczną zespołu (czasem tylko z klaskano-klikanym wsparciem wokalistek), jak też ważnym składnikiem sekcji melodycznej. Jego riffy zawsze są osadzone w klasycznym bluesie, z rzadka nawiązując do statecznego walkingu. Gdy muzyk gra solówki (często wspomagając się looperem dla zachowania ciągłości pochodu rytmicznego), są one bardzo szybkie i sprawiają wrażenie tu i teraz improwizowanych wariacji. Wydaje się, że grając niektóre tematy powtórnie, przy bisach, jeszcze te improwizacje spontanicznie wydłużał… W temacie „Mercy, Mercy, Mercy” zagrał solo ogromnie bluesowe, acz od strony wokalnej całość wyszła bardzo pogodnie. Przypomniało mi się wykonanie tego standardu przez zespół Kasi Zawieracz na Zaduszkach przed mniej więcej 10 laty. Tamta wersja była bardziej dostojna, ta ma więcej lekkości. Siłą Jazz Sisters są również doskonałe harmonie wokalne, których kunszt dał o sobie znać choćby w refrenie „Centerpiece”. Znaczące więc, że w programie znalazła się tytułowa kompozycja Jerzego Matuszkiewicza z serialu „Wojna domowa” – rzeczywiście, perfekcyjnym zgraniem głosów ten skład przywodzi na myśl najlepsze żeńskie zespoły wokalne tamtych czasów, na czele z Alibabkami. Rzeczony temat wykonały z większą energią i radością od oryginału, a także z mocniej zaznaczonym rhythm-and-bluesowym feelingiem. Kunszt wokalny zaprezentowały zresztą we wszystkich chyba wariantach spotykanych w jazzie, wliczając oczywiście improwizowany scat (ponownie w „Centerpiece”), call & response między sobą (np. tamże i w „Natural Woman”, gdzie wyszło to mocno gospelowo) i z gitarzystą (w „Jesteś mój” z repertuaru Ewy Bem). Szukałem później informacji o Jazz Sisters, ale prawie nic nie znalazłem (uwaga: w Niemczech istnieje duet o tej samej nazwie). Przypuszczam, że występują razem od niedawna lub, być może, okazjonalnie. Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości to się zmieni i znajdę w Internecie oficjalną stronę zespołu. Drugi zaduszkowy wieczór, 11 listopada (czyli w Święto Niepodległości), wypełnił muzyką Marek Batorski Jazz Kwintet. Przez ponad półtorej godziny słuchaliśmy standardów – piosenek i kompozycji instrumentalnych. Muzycy zadedykowali ten koncert pamięci Jarosława Kagańca. Marek Batorski, lider zespołu, jest artystą, można rzec, renesansowym. Gra na saksofonie (sopran i tenor), ale też maluje obrazy, które wystawia w profesjonalnych galeriach – z wykształcenie jest zresztą plastykiem. Liderem, jak się rzekło, jest saksofonista, lecz koncert rozpoczął basista. Michał Rapka, na co dzień wykonujący jazz tradycyjny w Hot D’Jazz Trio (a także występujący z licznymi artystami estrady nie tylko jazzowej), zagrał na swym kontrabasie całkiem kunsztowne, bardzo nastrojowe intro, które gładko przeszło w riff kompozycji Wayne’a Shortera. Zaczęło się jak ballada z nostalgicznym tematem podanym przez saksofon, ale w rozwinięciu ten temat urósł w coś potężnie emocjonalnego. Zresztą tak rozwijała się większość solówek tego wieczoru, czego przykładem fortepianowa, która nastąpiła zaraz potem. Roman Bardun, wykonawca z doświadczeniem zdobywanym na scenach Polski i świata, absolwent krakowskiej Akademii Muzycznej, zaczął swoje wariacje tam, gdzie lider zakończył, ale inaczej. „Wyjściowy” temat (już tak zmodyfikowany, że nierozpoznawalny) poprowadził z początku w sposób ściszony, z niepokojem, ale podskórnym – i stamtąd powędrował w rejony klasycyzująco-chopinowskie (ale całkiem inaczej niż nieodżałowany Jarosław Kaganiec; po swojemu). Basista pociągnął to jeszcze dalej, znów spokojniej, mrocznie, aż dotarł do eksplozywnej konkluzji. Tę znów podjął lider i płynnie przeprowadził ją w powrót tematu. Potem było „Beatrice” Sama Riversa – bardziej tradycyjne granie z równie tradycyjnym riffem basu. Utwór spokojny i takie też było solo basisty i – tym razem w całości delikatne – rozwinięcie tematu przez pianistę. Potem dołączyła wokalistka Ula Lazar, dotychczas „ukryta” w pierwszym rzędzie widowni. Jak wszyscy w tym zespole, starannie wykształcona (Szkoła Jazzu i Muzyki Rozrywkowej w Krakowie), mająca za sobą (i najpewniej również przed sobą) współpracę z wieloma składami, projekty solowe, występy z Old Metropolitan Jazz Band, orkiestrami Solvay i Obligato, nagrania płytowe… Swym ciepłym, niskim, wprost stworzonym do takiego repertuaru głosem fenomenalnie zaśpiewała „Dream a Little Dream”, w tej wersji oparte na wolnym walkingu, ze spokojnymi solówkami pianisty i lidera, równie nastrojowe „Blue Moon” z saksofonistą zgrabnie coś „dopowiadającym” do śpiewanych fraz, potem „The Nearness of You” z pianistą niecierpliwie rozwijającym wariacje wokół tematu już wtedy, gdy był śpiewany. Wszystko było piękne, doskonałe i takie, jak powinno… Przyszedł jednak moment, kiedy zadałem sobie pytanie: „Na ilu już takich koncertach byłem? Co o tym napiszę, czego dotąd nie pisałem?”. I wówczas to… Pojechali – znów instrumentalnie – z jakąś nieznaną mi sambą, bodajże Stana Getza. Tu wreszcie perkusista Wiktor Kierzkowski, dotychczas kryjący się w tle, od początku pokazał pazur. Trzeba dodać, że i on gra od dawna i niemal z kim się da. Oprócz jazzu (m.in. z Wojciechem Groborzem i Andrzejem Cudzichem, a także z Old Metropolitan Band) był blues i rock (m.in. z legendarnym Krzakiem), a ostatnio jest ponoć nawet hard i heavy. A jak gra rytmy latynoskie? Wszedł od razu z gęstym, intensywnym biciem, aż w pierwszej chwili odruchowo zerknąłem, czy obok niego ktoś dodatkowo nie wali w congi – ale nie! Na tle tego właśnie burzliwego rytmu saksofon Batorskiego równie szaleńczo podał temat, który następnie pianista rozwinął w tremolujące cudo. Rytm jeszcze przybrał na sile… a to, co działo się dalej, dobrze opisałby chyba tylko Kerouac. Bębniarz zagrał solówkę będącą czystym szaleństwem perkusyjnym, z błyskawicznymi przejściami na kotłach i wciąż tym rozedrganym rytmem, i nie umiem powiedzieć, ile to trwało, ale rozgrzał tym wszystkich tak, że kiedy solo się skończyło, burza oklasków zagłuszyła końcowy powrót tematu. A potem już nic nie było zwyczajne. Zapodali temat „Ladybird” Tadda Demerona i lider rozwijał ten temat w zawrotnym pędzie be-bopu, jakby gnał superszybkim pociągiem, perkusista robił przejścia, jakich wcześniej nie robił – właściwie były to krótkie solówki w tle – aż saksofon rozpędził się jeszcze bardziej, niż wydawało się to możliwe. A pianista popędził z tym dalej, tak, że najpierw przypominało to zwariowany ragtime, a potem ciąg swobodnych tremoli, pomyślałbyś, ze coś sam sobie tym graniem z ekscytacją opowiadał. Na koniec w tym pędzie wszyscy czterej przerzucali się krótkimi solówkami. Powolna bossa „The Gentle Rain” w założeniu miała wszystkich uspokoić, lecz nie było już na to szans. Wokalistka ciepłym głosem opowiadała o rozstaniu w deszczu, a piano i sax już coś kombinowały w tle. W końcu lider zaczął tak trochę obok piosenki snuć całkiem własną opowieść, by w solówce rozwinąć temat w coś, czym ten temat nie był; w swoją własną melodię. I tak odchodził coraz dalej w głąb deszczowej ulicy. Jeszcze dalej zaszedł pianista, improwizując coś tak rozswingowanego, jak gdyby rzeczywiście krople niewielkiego deszczu padały nieregularnie, zostawiając prążki na powierzchni kałuż. I znowu zespół wspólnie snuł opowieść, wokalistka trochę improwizowała, jednocześnie saksofonista improwizował wokół niej. I nie mogło być spokojnie, bowiem zaraz przyszło żywiołowe „You’ll Be Nice to Come”, a saksofonista odpowiadał wokalistce swoimi frazami, że już pędzi, że tak, zaraz przybędzie. Tak to brzmiało i było w tym bardzo wiele radości, a pianista dodał swoje równie pogodne solo, jakby i on kogoś oczekiwał. Nie mogło się obejść bez jakiegoś polskiego standardu, a było nim słynne „Szeptem”, spopularyzowane kiedyś przez genialną Ludmiłę Jakubczak. Niby to zagrali tak, jak zwykle się tę piosenkę gra – wolno, zalotnie i szeptem, co idealnie spasowało się z głosem i stylem śpiewania Uli Lazar – ale już fortepianowe intro było wyraźnie wariacją na temat piosenki. Gdy zaczął się śpiew, pianista improwizował dalej – od razu, na gorąco, w tle. Ale znacząca była też gra sekcji – tak, ten utwór jest bluesem, lecz dotychczas aż tak tego nie odczuwałem. A saksofonista ponownie coś tam do śpiewu solistki dogadywał, a może na coś odpowiadał, a potem zrobił z tego jeszcze jedną ulotną melodię. I było też „The Girl from Ipanema” – kolejna bossa nova z wyważoną grą basisty i szurającymi miotełkami – najpierw zaśpiewana po hiszpańsku, później po angielsku, cały czas tak jakoś figlarnie. Lider swoje solo zaczął nietypowo dla siebie, prawie że od powtórzenia tematu, już po chwili przekształcił go w coś zadumanego, ale potem i jego gra zrobiła się wyraźnie żartobliwa. Solówka basu skłoniła się raczej ku zadumie, acz nie bez dyskretnych mrugnięć. Pianista zaczął improwizację tak, jak gdyby stał obok, lecz wkrótce przeszło to w gorączkową przemowę. I gdy oklaskiwaliśmy ich, bębniarz improwizował na werblu wokół naszych oklasków. Bis był długi i wart każdej minuty. Najpierw „Smile” Chaplina zagrane jako spokojna ballada z kolejnym „dialogiem” głosu i saksofonu oraz solówką tego drugiego, brzmiącą jak uśmiechy przychodzące jeden po drugim, a pianista swoim solo tak nas zaczarował, że kiedy skończył, dopiero po dłuższej chwili zaczęliśmy go oklaskiwać. I było Corcovado mistrza Carlosa Jobima ze wstępem fortepianowym jak przechadzka plażą i śpiewem przypominającym dziecięcą przemowę. Saksofonista tym razem wolno przekształcał temat, jakby się nim delektował, aż niepostrzeżenie znalazł się całkiem gdzie indziej – może szedł ulicą w Rio? – a to, co zagrał fortepian, było niby refleksy światła na falach lub w szybach. A już zupełnie na koniec – taki już zupełnie zaduszkowy akcent – liczący sobie dobrze ponad 100 lat gospel „When the Saints Go Marching In”, zagrany już zupełnie tradycyjnie. To zbyt znany temat, by go nie improwizować, więc improwizowali po kolei wszyscy, a najwięcej lider i perkusista. Aż mi się przypomniało, jak w sierpniu 1990 śpiewaliśmy to – po polsku – maszerując ulicami Częstochowy. I tak się zakończył ten wieczór… Nieprawda, nie zakończył się. Jeszcze w drodze do domu towarzyszył mi swingowy rytm, jeszcze teraz go czuję.
Tekst: Wierny Słuchacz
Zdjęcia: Olgerd Dziechciarz
Projekt realizowany przy wsparciu finansowym Województwa Małopolskiego, Starostwa Powiatowego w Olkuszu i Urzędu Miasta w Olkuszu. Mecenasi Galerii BWA w Olkuszu: INTERMAG, „ZGH” Bolesław, BOLTECH Sp. z o.o., PLAST-MET, el-logic INDUSTRIAL INSTALLATIONS, ZAiKS, Artur Sokół, LUKS, Drukarnia Grafpress, Bistro u Mocnych.
Kolejny dar do Kolekcji Designu Olkuskiej Emalii przy GSW BWA w Olkuszu przekazała Pani Beata Walków! Dwie duże metalowe amfory pokryte wielobarwną emulsją wzbogacą nasz zbiór tego typu wyrobów. Naczynia pochodzą z lat 60. lub 70. Bardzo dziękujemy!
Tradycyjnie przypominamy nasz apel!
Apel Galerii BWA w Olkuszu!
Tworzymy Kolekcję Designu Olkuskiej Emalii!
Na szczęście po olkuskiej Emalii (Emalierni, Olkuskiej Fabryce Naczyń Emaliowanych), dawnych zakładach Westena, które działały w Olkuszu przez ponad 100 lat, została nie tylko pamięć, bo tradycję produkowania wyrobów emaliowanych w Olkuszu kontynuuje Olkuska Fabryka Naczyń Emaliowanych Emalia S.A (jej wyroby opatrzone są tradycyjnym logiem z czajniczkiem z wpisaną weń literą O). Dzięki wyrobom właśnie z charakterystycznym czajniczkiem Olkusz znany jest w całej Polsce jako „Miasto garnków”. Warto zachować najciekawsze egzemplarze z dawnych wyrobów zakładu, często o nowatorskim wzornictwie. Jako Galeria, która zajmuje się prezentowaniem sztuki, także użytkowej, do tego działająca w Olkuszu i czująca więź z miastem, w którym od ponad 100 lat produkowane są naczynia emaliowane, postanowiliśmy stworzyć przy Galerii Sztuki Współczesnej BWA Kolekcję Designu Olkuskiej Emalii. Drogi Czytelniku, jeśli posiadasz naczynia wyprodukowane w Olkuszu, szczególnie te oryginalnie zdobione, jak np. kolorowe talerze tzw. Pikasiaki (chlapane emalią i wypalane w piecu), czy równie ciekawe dzbanki, a nawet pojemniki na wodę do wieszania na kaloryferach, możesz je oddać do zbiorów Galerii i stać się darczyńcą olkuskiego BWA. Zbieramy także zdjęcia i archiwalne dokumenty dotyczące Emalii (OFNE), projekty, prospekty itd., itp.
NIE WYRZUCAJ NA ŚMIETNIK – PRZYNIEŚ DO GALERII BWA W OLKUSZU, przy ul. Szpitalnej 34!
UWAGA! Mamy jeszcze jeden apel! Jeśli mają Państwo obrazy, rzeźby itp. prace artystyczne, z którymi nie mają Państwo co zrobić, które być może zawadzają w domu, zamiast je wyrzucać na śmietnik – co często się zdarza – możecie je podarować Galerii BWA w Olkuszu, ul. Szpitalna 34. Te prace często nie mają dużej wartości finansowej, ale być może są świadectwem działalności artystycznej często nieżyjących już lokalnych twórców, a tym samym mają nieocenioną wartość sentymentalną.
Galeria BWA w Olkuszu mieści się przy ul. Szpitalnej 34, czynna od poniedziałku do piątku, w godzinach: pon. 8-16, wt.-pt. 10-18, sob. 10-14.
Wystawa prac nadesłanych na VII Ogólnopolski Konkurs Kolaż-Asamblaż (zakwalifikowanych do nagród i wyróżnień) odbędzie się 1 grudnia, o godz. 18.00. Zapraszamy!